Kiedy potrzebowała wyciszenia, uporządkowania emocji, pomagali przyjaciele. Marek Jakimiuk, kolega o. Antoniego z seminarium, nigdy nie pozwolił jej zatapiać się w czarnych myślach. Władyka Adam wspierał ciepłymi, dodającymi duchowych sił, rozmowami w listach. O. Mariusz Synak ze Słupska dzwonił, wysyłał smsy. To dawało ukojenie.

– Młodzież dla o. Antoniego była wszystkim – mówi matuszka Joanna.

Na pierwszym miejscu była Cerkiew, a z jej perspektywy praca z młodzieżą. Wiedziała, że niejednokrotnie przegrywa ze zjazdami młodzieżowymi, bo w 1997 roku został opiekunem młodzieży w diecezji wrocławsko-szczecińskiej.

W drodze do Magdeburga we wrześniu 2006 roku z pasją opowiadał mi o organizowanych w Cieplicach ciekawych prelekcjach dla młodzieży, ostatniej pielgrzymce młodzieżowej na Świętą Górę Grabarkę. – Ja to po prostu lubię – wyjaśnił.

Spotkania młodych ludzi z Wrocławia, Szczecina, Legnicy, Zielonej Góry zaowocowały przyjaźniami. Dzięki nim więcej mogli dowiedzieć się o sobie. Natalia Habura, studentka pierwszego roku pedagogiki, zaczęła w zjazdach uczestniczyć w pierwszej gimnazjalnej. Na początku obserwowała towarzystwo, bo była najmłodsza w grupie, a najstarsi mieli po dwadzieścia kilka lat. Z czasem wciągnęła się na dobre. Igor do grupy dołączył trzy lata później. Łatwiej im było dojechać ojcowskim samochodem, ale i ojciec-opiekun wymagał od nich więcej.

– A mimo wszystko byliśmy dumni z ojca, gdy koledzy wysoko oceniali jego starania – mówią zgodnie.

Praca o. Antoniego widoczna była poza diecezją. Od 1999 r. przyjeżdżał na „majową” Grabarkę autokar z młodzieżą w jednakowych, każdego roku w innym kolorze, koszulkach.

– To był nasz znak firmowy. Ciemnogranatowe, żółte, czerwone, żartowaliśmy, że wkrótce zabraknie kolorów – uśmiecha się Igor. Młodzi ludzie z logo Bractwa Prawosławnego Młodzieży Diecezji Wrocławsko-Szczecińskiej wzbudzali zainteresowanie.

– Kto choć raz pojechał na Grabarkę, zaczynał brać udział w zjazdach – mówi Mateusz Łopato z Zielonej Góry, uczeń klasy maturalnej. – To było bardzo krzepiące, że jest nas coraz więcej.

Bogdan Kopciał pierwszy raz pojechał na zjazd zachęcony przez brata Jarosława po jego powrocie z pielgrzymki młodzieżowej. Dziś obydwaj nie potrafią policzyć, w ilu spotkaniach wzięli udział.


 1     2     3     4     5     6 

Powrót do listy