To co najważniejsze

Anna Rydzanicz

12 marca ubiegłego roku, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, odszedł ksiądz protoijerej Antoni Habura, proboszcz parafii św. Mikołaja w Zielonej Górze, św. arch. Michała w Torzymiu oraz nowo powstałej w Słubicach. To właśnie w sobotni wieczór, wracając do Zielonej Góry ze Słubic, po odczytaniu wielkopostnego kanonu św. Andrzeja z Krety, uległ wypadkowi.

Niespodziewana śmierć sprawiła ból wielu ludziom. Jego najbliższym, wiernym, przyjaciołom. Ogromną stratę poniosła młodzież, pracy z nią poświęcił ponad dwadzieścia lat życia. – O. Antoni miał niebywały dar porozumienia się z młodzieżą – mówi o. Andrzej Dudra. – Garnęła się do niego.

Wszystko, co w życiu o. Antoniego najważniejsze, zdarzyło się podczas Wielkiego Postu. Rzeczy radosne i smutne. Urodził się 22 lutego 1964 roku. W czasie Wielkiego Postu poznał matuszkę Joannę.

Był pierwszy dzień wiosny 1986 roku. Joanna, słuchaczka policealnego studium dla położnych w Legnicy, przyjechała na koncert do wrocławskiej filharmonii. Zainteresowana działaniami bractwa młodzieży, skorzystała z okazji i wstąpiła na ulicę Mikołaja 40. Na śniadaniu u władyki Jeremiasza gościła liczna grupa absolwentów seminarium w Jabłecznej.

– Władyka polecił mi wziąć na spacer po Wrocławiu jedynego wśród przyszłych duchownych Łemka – mówi Joanna Habura.

Niewykluczone, że w energicznej, pełnej życia panience z dobrego domu władyka ujrzał doskonałą kandydatkę na matuszkę.

O. Antoni powtarzał jednak, że spotkali się znacznie wcześniej, podczas młodzieżowej pielgrzymki na Świętą Górę Grabarkę, w roku 1982 lub nieco później. Kilka dziewcząt z Wrocławia przyjechało bez namiotu. O. Antoni twierdził, że nie tylko pożyczył, ale i rozbił namiot bezradnym pątniczkom.

– To zdarzenie zupełnie umknęło mi z pamięci, ale on żartobliwie wspominał, że w rewanżu zaprosiłyśmy go na kolację, której nigdy nie dane mu było spróbować – uśmiecha się matuszka.

Spacer po Wrocławiu przedłużył się i Joasia, czego nie miała w zwyczaju, wróciła do domu ostatnim pociągiem. Oczywiście na koncert do filharmonii nie dotarła, bo powierzony jej opiece młody człowiek okazał się bardzo interesujący. Mówił ciekawie, ale dziś pamięta tylko, że opowiadał, jak bardzo leży mu na sercu usprawnienie rodzinnej parafii w Torzymiu.


 1     2     3     4     5     6 

Powrót do listy