Kazanie na Nowy Rok

Protoprezbiter Aleksander Schmemann, tłum. z ros. ks. Mariusz Synak

Istnieje starodawny obyczaj: w noworoczną noc, gdy o północy biją zegary, o czymś marzyć, zwracać się ku nieznanej przyszłości z marzeniami, oczekiwać od niej czegoś najdroższego, czego nam brak.

I oto kolejny raz nadchodzi Nowy Rok. Czego będziemy życzyć sobie, innym, każdemu, wszystkim nam? W jakim kierunku skierujemy naszą nadzieję? Skierujemy ją ku jednemu słowu, które nigdy nie umiera – ku szczęściu. Nadchodzi Nowy Rok, nadchodzi nowe szczęście! To szczęście do każdego z nas przemawia inaczej, w różny sposób. Ale sama wiara w to, że ono istnieje, że może nastąpić, że można go oczekiwać, że można mieć nadzieję na jego przyjście – jest wspólną naszą wiarą. Kiedy człowiek jest naprawdę szczęśliwy?

Teraz, po stuleciach doświadczenia, po tym wszystkim, czego dowiedzieliśmy się o człowieku, już nie wolno uosabiać szczęścia z jakąś jedną rzeczą zewnętrzną: pieniędzmi, zdrowiem, sukcesem, o których wiemy, że nie pokrywają się z tym zawsze tajemnym, nieogarnionym pojęciem szczęścia. Oczywiście, że fizyczne zadowolenie to szczęście. Ale nie jest ono pełne. Że pieniądze to szczęście, ale również męka. Że sukces to szczęście, ale również i strach. I zdumiewające jest to, że im większe jest szczęście zewnętrzne, tym bardziej jest ono chrupkie, tym większa jest obawa przed tym, aby go nie stracić, nie przegapić, nie zmarnować. Możliwe dlatego właśnie mówimy w noworoczną północ o nowym szczęściu, bo „stare” nigdy tak naprawdę się nie udaje, bo zawsze czegoś mu brak. I znów spoglądamy do przodu z prośbą, marzeniami i nadzieją...

Mój Boże, jak dawno zostały powiedziane ewangeliczne słowa o człowieku, który się wzbogacił i zbudował nowe spichrze dla swych plonów, i stwierdził, że już ma wszystko to, co zagwarantuje mu szczęście. I to przyniosło mu spokój. A przecież w tę samą noc zostało powiedziane: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twej duszy od ciebie, komu więc przypadnie to, coś przygotował (Łk 12,20)”

I właśnie w tej głębokiej, podświadomej pewności, że i tak niczego nie jesteśmy w stanie zatrzymać, że czeka nas zniszczenie i koniec zawarta jest trucizna, która zatruwa nasze małe i ograniczone szczęście. Być może dlatego pojawił się zwyczaj - przed Nowym Rokiem, gdy zaczynają bić zegary o północy - aby hałasować, krzyczeć, napełniać świat zgiełkiem i szumem. Przyczyną tego jest strach. Strach przed tym, aby nie usłyszeć bicia zegarów, tego bezlitosnego dźwięku losu, w ciszy i samotności. Jedno uderzenie, drugie, trzecie i tak bezlitośnie miarowo, strasznie, do końca. I niczego nie jesteśmy w stanie zmienić, niczego nie możemy zatrzymać.



Powrót do listy