Tak więc istnieją dwa bardzo głębokie i niezniszczalne bieguny ludzkiej świadomości – strach i szczęście, przerażenie i marzenie. To nowe szczęście, o którym marzymy w Nowy Rok jest to szczęście, które do końca poskromiłoby, rozpuściło w sobie i zwyciężyło strach. To jest szczęście, w którym nie byłoby tego przerażenia, które gdzieś tam gnieździ się w głębi świadomości i od którego cały czas odgradzamy się winem, troskami, szumem. Ale cisza tego szczęścia jest donośniejsza od największego hałasu.
„Głupcze!”... Tak, istotnie, wieczne marzenie o szczęściu w świecie dotkniętym strachem i śmiercią jest głupie. I na szczycie swego rozwoju człowiek o tym wie. Jakim gorzkim tonem prawdy i smutkiem rozbrzmiewają słowa wielkiego, kochającego życie, Puszkina: „Na świecie nie ma szczęścia!”. Jakim wzniosłym smutkiem przesiąknięta jest cała prawdziwa sztuka! Ale tam, na dole, hałasuje i wrzeszczy tłum i sądzi, że zgiełk i mdława wesołość zapewni mu szczęście.
Nie, ono przychodzi tylko wtedy, gdy człowiek w sposób prawdziwy, szczery i śmiały głęboko zagląda do własnego życia, gdy zdejmuje z niego otoczki fałszu i samozakłamania, gdy spojrzy w twarz strachowi, i gdy w końcu przekona się, że szczęście - to prawdziwe trwałe i wieczne - w spotkaniu z Prawdą, Miłością, z tym, co jest nieskończenie wzniosłe i czyste, co człowiek nazywał i nazywa Bogiem.
„W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,4 i n.)...” I to znaczy: strach i przerażenie go nie pochłonęły, nie rozpuściły w smutku i rozpaczy.
Och, jeśli by ludzie w swym chaotycznym pragnieniu chwilowego szczęścia odnaleźli w sobie siłę do tego, aby się zatrzymać, zadumać, spojrzeć w głębiny życia! Jeśliby usłyszeli, jakie słowa, jaki głos wiecznie zwrócony jest ku nim w tej głębinie. Jeśliby wiedzieli, co to jest prawdziwe szczęście!
„I radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” (J 16,22). Czy właśnie nie o takiej radości, której nie można już odebrać, marzymy, gdy biją zegary..? Ale cóż, tak rzadko dochodzimy do tej głębi. Z jakiegoś powodu boimy się jej i cały czas odkładamy: nie dziś, lecz jutro czy pojutrze zajmę się tym, co najważniejsze i co wieczne! Ale nie dziś. Mam jeszcze czas. Ale przecież czasu jest tak mało. Jeszcze troszkę i wskazówka zbliży się do granicy życia i śmierci. Po co odkładać?
Oto tu, obok stoi Ktoś: „Oto stoję u drzwi i kołaczę” (Ap 3,20). I jeśli byśmy się nie bali na Niego spojrzeć, zobaczylibyśmy taką światłość, taką radość, taką pełnię, że z pewnością zrozumielibyśmy, co oznacza to nieogarnione, tajemne słowo – szczęście.
Powrót do listy