– Przyjechałam z małej miejscowości i musiałam się nauczyć poruszać w wielkim mieście – zażywnie opowiada pani Żenia.
Na Boże Narodzenie na Dąbrowskiego dotarła autobusem już sama. Losem samotnej młodej kobiety zainteresowała się matuszka Kuczyńska. Zapraszając na Hercena, podjęła nową parafiankę świąteczną herbatą.
Wśród parafian znać było wschodnią gościnność.
Zapamiętała też pierwszą Paschę w domu Kuczyńskich. Matuszka zaprosiła ją na wielkanocne śniadanie.
– W cerkwi było wielu Ukraińców i Łemków. Potem część z nich odeszła do grekokatolickiej parafii – wspomina pani Żenia.
Pamięta pożegnanie władyki Stefana przed wyjazdem do Warszawy. Nowy władyka Bazyli okazał się dawnym znajomym. W cerkwi w Gródku podawała do chrztu dziecko brata. Władyka, obdarzony doskonałą pamięcią, matkę chrzestną poznał od razu.
Ksiądz Marczyk do Wrocławia, pod skrzydła swego wykładowcy z seminarium władyki Bazylego, trafił w maju 1962 świeżo po seminarium. Został drugim protodiakonem. Do 1964 roku nabożeństwa odbywały się na Dąbrowskiego.
– W tamtym czasie parafia była bardzo prężna – wspomina.
O zmianie świątyni zadecydował biskup Bazyli wkrótce po przybyciu do Wrocławia. Z biegiem lat liczba parafian znacznie wzrosła i w cerkwi zaczęło być ciasno. Wolno stojąca świątynia, wciśnięta pomiędzy kamienice, przeszkadzała też sąsiadom. Zaczęły się donosy i skargi do władz miasta na zbyt głośne śpiewy i dużą liczbę bywających tu ludzi.
– Kiedy rozpoczęliśmy poszukiwania, władze miasta pokazywały nam same zrujnowane obiekty – mówi o. Konstanty.
Piętnastowieczny, zrujnowany, poewangelicki kościół św. Barbary na ulicy św. Mikołaja, mimo dużych zniszczeń, posiadał też wiele zalet.
 1     2     3     4     5     6 
Powrót do listy